Numer 1 rankingu BGG
Od dłuższego już czasu przyglądam się czołówce rankingu BoardGameGeek i łapię się za głowę. Ostatnie zmiany na pierwszym miejscu, choć jakże symptomatyczne, są jedynie kroplą, która przelała czarę goryczy. To oburzające, jakim prawem takie gry mogą trafiać na szczyty rankingów?
Oczywiście podkpiwam sobie z tym oburzeniem i goryczą. Zdaję sobie sprawę, na jakiej podstawie powstaje ranking. Że jest to plebiscyt, głos ludu, reprezentacja ich emocji i wrażeń. Próba porównania nieporównywalnego. Daleko mu do jakiejś eksperckiej analizy, przecież nawet nie usiłuje stosować wymiernych metod szeregowania gier według ich „jakości”. Wszak nawet same oceny na BGG to nie jest gradacja według kryteriów lepsza-gorsza, ale według chęci zagrania. Jak coś takiego może się sprawdzać?
Przez długi, długi czas odnosiłem wrażenie, że sprawdza się zaskakująco dobrze. Jasne, na moją ocenę wpływał mocno fakt, że gatunek dominujący w czołówce rankingu (ciężkie euro) był również moim ulubionym gatunkiem, a zatem ranking niejako pasował do moich poglądów.
Ale pierwsze miejsce rankingu – to trochę inna historia. To, co tam się dzieje budzi moje zadziwienie (i chęć wytłumaczenia samemu sobie, dlaczego tak się dzieje).
Ostatni raz, kiedy na szczycie Top BGG zasiadała „normalna” gra, którą mógłbym polecić do zagrania zwykłym ludziom, zarówno zaawansowanym, jak trochę mniej ogranym (choć raczej nie początkującym), to była końcówka roku 2010, kiedy Puerto Rico walczyło o najwyższy stopień podium z Agricolą.
Później nadeszły długie lata dominacji Zimnej wojny (Twilight Struggle). Gry, którą bardzo lubię, ale której zdecydowanie nie zaproponowałbym większości swoich znajomych. Gry reprezentującej gatunek, który niemalże nie ma innych przedstawicieli w pierwszej setce rankingu. Długiej, złożonej, mało eleganckiej, wywodzącej się z niszowych pozycji dla najbardziej hardkorowych graczy. Być może właśnie ta unikatowość sprawiła, że głosy osób lubiących ten gatunek skoncentrowały się na tej jednej pozycji. Pozycji, która nijak nie reprezentowała reszty czołówki rankingu.
A potem robiło się jeszcze zabawniej.
W 2016 Zimna wojna została wreszcie zdetronizowana przez… Pandemic Legacy! Czyli grę jednorazowego użytku, która w dodatku preferuje rozegranie kampanii w stałym składzie graczy. Przyznaję, nie grałem, więc o jakości samej gry nie mogę się wypowiadać, zresztą zupełnie nie o jakość tu chodzi. To znów produkt mocno niereprezentatywny dla całego hobby w ogólności, a rankingu BGG w szczególności. Produkt o dość wykluczających parametrach koniecznych do wypróbowania go. Ale to był tylko przedsmak, bo przecież na przełomie 2017 i 2018 na pierwsze miejsce zawędrowało… Gloomhaven.
Tak, Gloomhaven, gra w tak wielu aspektach (cena, sposób dystrybucji, rozmach) odstająca od „średniej” planszówkowego hobby, że w roli jego reprezentanta numer jeden jest jeszcze bardziej groteskowa, niż Pandemia. Co więcej gra, w którą większość graczy nie będzie miała okazji zagrać, bo ani jej nie nabędzie (cena), ani prawdopodobnie nie zagra na konwencie, w klubie i tym podobnych miejscach.
Ponownie, mogę sobie tłumaczyć taką sytuację tą właśnie wyjątkowością gry. Nawet nie drążąc zjawiska kompensowania dysonansu podecyzyjnego, zwyczajnie – jeśli ktoś zdecydował się na wydanie takiej kwoty na jedną grę, najprawdopodobniej nie jest przypadkową osobą, która po prostu spróbuje, nie spodoba jej się i wystawi na BGG marną ocenę. Oczywiście gdyby gra była ewidentnym zawodem – zostałaby zrównana z powierzchnią ziemi. Ale zawodem jak wiadomo nie jest, więc kto już się na nią świadomie zdecydował, ten ma znacznie większą szansę na wystawienie wysokiej oceny, niż jakiś przypadkowy gracz „z doskoku”.
Oczywiście moje emocjonalne podejście do tematu jest mocno koloryzowane na potrzeby niniejszego tekstu. Ranking jak to ranking – przedstawia raczej wdzięczny obiekt do badań i analiz, niż realne źródło wiedzy o jakości szeregowanych gier czy gustach graczy. Pozwala sobie natomiast pospekulować o przyczynach takiego, a nie innego układu. Nie da się jednak ukryć, że od długiego już czasu na szczycie tego rankingu lądują gry mało reprezentatywne tak dla całego hobby, jak i, co znacznie zabawniejsze, dla samego rankingu.
I to jest ta rzecz, która mnie zadziwiła.
PS. Kiedyś brałem całkiem na poważnie ambicję, by zagrać choć raz w każdą grę z pierwszej setki BGG. No, może z pierwszej pięćdziesiątki. Choć poznanych gier wciąż mi przybywa, nie wygląda na to, bym cel kiedykolwiek zrealizował.